Strona:Mali mężczyźni.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

tu późniéj zobaczysz, bo się zjawię, żeby cię znów orzeźwić.“
Gdy pani Ludwika nachyliła się, żeby poprawić poduszkę i prześcieradło, ku wielkiemu jéj zdziwieniu, Dan objął ją za szyję i pocałował. Jedyne słowa, jakie powiedział złamanym głosem, były: „dziękuje pani“ ale to znaczyło „żałuję, i poprawię się.“ Pani Bhaer zrozumiała go i przyjęła niemą spowiedź, bez objawów zadziwienia. Pomnąc na to, że on matki nie ma, ucałowała go serdecznie i na odchodném rzekła tkliwe wyrazy, które długo zapamiętał. „Jesteś teraz mojém dziecięciem, i od ciebie zależéć będzie, żebym to mówiła z radością i dumą.“
O świcie zakradła się drugi raz: tak mocno spał, że go to nie obudziło; nawet gdy odwilżała nogę, nie dał znaku życia, ale z twarzy widać było, że się ból zmniejsza.
Ponieważ nazajutrz przypadła niedziela, tak było cicho, że się rozbudził dopiéro koło południa i spostrzegł zaraz ciekawą twarzyczkę, zaglądającą przez drzwi. Wyciągnął ręce, a Teodorek wskoczył na łóżko, wołając: Mój Dancio pzysedl!“ przyczém ściskał go i tulił z radością. Zaraz ukazała się téż pani Bhaer ze śniadaniem, udając że nie widzi jak Dan jest zawstydzony, okazaną jéj poprzedniego wieczoru czułością. Teodorek uprosił żeby go mógł karmić, co Dana bawiło, gdyż nie był bardzo głodny.
Następnie przyszedł doktór i biédny Spartańczyk przykrą przebył chwilę, bo kilka kostek w nodze zostało nadwerężonych i naprostowanie ich sprawiło taki ból, że usta mu zsiniały i pot wystąpił na czoło. Nie krzyknął jednak ani razu, tylko ściskał tak mocno rękę pani Ludwiki, że długo była czerwoną.
„Ten chłopiec nie będzie mógł stąpać, przynaj-