„Kto jest ten chłopiec, obok dziewczynki, — na drugim końcu stołu?“ szepnął Alfred do sąsiada, korzystając z ogólnego śmiechu.
„Adaś Brooke; siostrzeniec pani Bhaer.“
To musi być miły chłopak.“
„O bardzo! dużo umié, i przepada za czytaniem.“
„A ten tłusty, obok niego?“
„To Nadziany; Jerzy mu na imię, aleśmy go tak przezwali z powodu, że dużo jé. Ten chłopczyna siedzący przy ojcu Bhaer, to jego synek, Robcio; a ten wysoki, to Franz jego siostrzeniec. On nas trochę uczy i dozoruje.“
„Wszak ten sam gra na flotrowersie?“ Zapytał Alfred, gdy Tomek umilkł, a to z przyczyny że wpakował do ust całe jabłko pieczone.
Tomek skinął głową, prędko przełknął jabłko, a potém rzekł „o gra! czasem tańczymy i gimnastykujemy się, przy jego muzyce. Ja znów lubię grać na bębnie, i chciałbym się tego uczyć.“
„Co do mnie, wolę skrzypce; bo i ja także umiem grać.“ Powiedział Alfred, któremu ten ponętny przedmiot rozwiązał usta.
„Umiész!“ zawołał Tomek, i zrobił nań wielkie oczy z ponad Kubka.
„Pan Bhaer kupił właśnie stare skrzypce, i z pewnością pozwoli ci ich, ile razy zechcesz.“
„Doprawdy? ach, jakby to dobrze było! bo widzisz, póki ojciec żył, chodziłem po domach grywać na skrzypcach z nim, i jeszcze z drugim muzykusem.“
Czy to było przyjemne zatrudnienie?“ spytał ciekawie Tomek.
„Gdzież tam, okropne! Tak było mrozno w zimie, a tak gorąco w lecie! Bywałem często strasznie zmęczony, a w dodatku trzeba było znosić głód i złe obejście.“
Strona:Mali mężczyźni.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.