Strona:Mali mężczyźni.djvu/199

Ta strona została uwierzytelniona.

mi się chciało jeść! Już tego nie uczynię nigdy a nigdy!“ mówiła Andzia ze łkaniem, pełna skruchy i wdzięczności.
„Przywołaj ich teraz i wróćmy do domu,“ powiedziała pani Ludwika, — a Dan wszedłszy na wał, wykrzyknął radośnie, „znaleźliśmy ich!“
Migające światełka zbiegły się ze wszystkich stron, żeby otoczyć gromadkę stojącą wśród krzaków paproci. Co tam było uścisków, całusów, gwaru, płaczu! To wszystko musiało zadziwiać robaczki świętojańskie i radować komary, bo wydawały donośny szmer; ćmy zlatywały się chmarami i żaby skrzeczały, głośno objawiając zadowolenie.
Wszyscy zawrócili nareszcie ku domowi, a komiczne było to grono: Franz biegł przodem, by pierwszy udzielić wiadomości; Dan, na osiołku wskazywał drogę; potém Silasł niósł Andzię, i ten ciężar wydawał mu się tak lekkim, jak jeszcze żaden w życiu. Idąc, prześladował ją ciągle za ten wybryk nowy. Pan Bhaer nikomu nie dał nieść Robcia, tylko sam wziął go na ręce; a chłopczyna orzeźwiony snem, szczebiotał wesoło, mając się za bohatera. Matka szła obok, chwytając go co chwilę za rączkę lub nóżkę, i nie mogła się nacieszyć, gdy zapewniał „ja wiedziałem że Mama przyjdzie,“ albo gdy się nachylał, żeby ją pocałować i włożyć jéj do ust jerzynę, powtarzając „wszystkie zrywałem dla Mamy.“
Księżyc właśnie zaświecił, gdy w chodzili w aleę prowadzącą do domu, i chłopcy wybiegli hałaśliwie na ich spotkanie. Wprowadzono zbłąkane owieczki z tryumfem do jadalnego pokoju, gdzie jako poziome istotki, zażądały wieczerzy, niepoprzestając na całusach i pieszczotach. Zasiedli oboje do mleka z chlebem, a wszyscy domowi stanęli do koła, żeby im się