Strona:Mali mężczyźni.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.

Ludwika usiłując nie zdradzić oczami, jak ją bawią te wspomnienia.
„Czy matka panią wybiła za to?“ spytała ciekawie Andzia.
„Zdarzyło jéj się to jeden raz tylko, i późniéj przeprosiła zaraz, bom się tak czuła obrażoną, że inaczéj chybabym nigdy nie wybaczyła.“
„Dla czego panią przeprosiła? Mój ojciec nigdy tego nie robi.“
„Dla tego, że gdy mię wybiła, rzekłam:
„Odeszłaś od rozumu, mamo, i zasługujesz, by cię tak wybito, jak ty mnie wybiłaś.“
Patrzyła na mnie przez chwilę z widocznie ustępującym gniewem, a potém powiedziała — o ile mi się zdawało, — mocno zawstydzona:
„Masz słuszność, Ludko: jakże cię mogę karać, kiedy sama uniosłszy się gniewem, dałam ci zły przykład? Daruj, moja droga, i odtąd wzajemnie dopomagajmy sobie.“
Nigdy mi te słowa nie wyszły z pamięci, i były skuteczniejsze, niż kilkanaście rózg.“
Andzia siedziała przez chwilę zamyślona, obracając w rączce słoiczek z coldcreamem; pani Ludwika milczała także, chcąc, żeby ta idea miała czas wsiąknąć w jéj młodziutki i wrażliwy umysł.
„Podoba mi się to!“ rzekła nareszcie Andzia, i twarzyczka jéj stała się mniéj podobną do szatanka o bystrych oczkach, ciekawym nosku i figlarnych usteczkach. „A po owéj ucieczce, jak z panią postąpiła matka?“
„Mocnym postronkiem przywiązała mię do łóżka, więcem się nie mogła ruszyć, i stałam cały dzień; a zniszczone trzewiczki wisiały przedemną, dla przypomnienia winy.“