miał, i czego mógł się spodziéwać, żeby mu tak wierzono; przekonał się bowiem, że łatwo jest utracić ludzkie zaufanie, a bardzo, bardzo trudno je odzyskać. Odkąd tyle ucierpiał za lekceważenie prawdy, stała się dlań szacowną rzeczą.
Pan Bhaer, mocno zadowolony że ta sprawa dała znak życia, oczekiwał dalszych wyjaśnień; nastąpiły one nadspodziéwanie prędko: a to w sposób, który go wielce zadziwił i zasmucił. Oddano mu raz, w czasie wieczerzy, paczkę od sąsiadki, pani Bater; podczas kiedy czytał załączony do niéj list, Adaś rozwinął ją, i zawołał:
„To książka, którą wuj Teodorek darował Danowi!“
„Tam do djabła!“ odezwał się Dan; nie przestał bowiem jeszcze kląć, pomimo szczerych chęci oduczenia się tego.
Pan Bhaer usłyszawszy te słowa, podniósł głowę. Dan chciał mu spojrzéć w oczy, ale nie zdołał; przygryzł wargi, pochylił czoło, i rumienił się coraz bardziéj, jak gdyby czegoś zawstydzony.
„Co to jest?“ zapytała niespokojnie pani Bhaer.
„Byłbym wolał załatwić tę sprawę na osobności, ale kiedy mi Adaś wszedł na drogę, lepiéj zbyć się od razu,“ rzekł profesor, przybiérając surową minę, jak zwykle, gdy miał wydać wyrok za jaki nie szlachetny, lub podstępny czyn.
„Pani Bater donosi mi, że jéj Józio kupił tę książkę od Dana przeszłéj soboty; miarkując, że jest daleko więcéj warta, niż dollara, — sądzi, że zaszła jaka pomyłka, i dla tego mi ją odsyła. Czyś ją sprzedał, Danie?
„Sprzedałem,“ odrzekł tenże zcicha.
„Dla czego?“
Strona:Mali mężczyźni.djvu/232
Ta strona została uwierzytelniona.