mówił, że się wszyscy uradowali, chociaż słowa jego wcale nie były wytworne.
„To mi chwaty! Tak sobie dawno tego życzyłem! Podaj mi rękę, Tomku.“
Wszyscy ściskali się z nim po kolei, cieszyli się i zachwycali pięknym podarkiem. Wśród tego zamętu, rzucił Dan okiem na matkę Bhaer, która stojąc nieopodal, całém sercem cieszyła się tym miłym widokiem, i w odpowiedzi na jego wdzięczne spojrzenie rzekła:
„Ja w tém nie miałam udziału; chłopcy sami radzili sobie.“
Dan odezwał się na to z uśmiechem, i tonem dla niéj jednéj zrozumiałym:
„Jednakże to wasze dzieło,“ i torując sobie drogę między kolegami, wyciągnął rękę najpierw do niéj, a potém do profesora, który z lubością przyglądał się swojéj trzódce.
Podziękował im tylko niemém lecz serdeczném uściśnieniem tych zacnych rąk, które sprowadziły go na dobrą drogę, i zawiodły do bezpiecznego schronienia, jakiém jest ognisko domowe. Chociaż nie powiedział ani słowa, pojmowali go zupełnie, a Teodorek wyraził ich zadowolenie: pochyliwszy się bowiem z objęć ojca, żeby uściskać Dana, rzekł swym dziecinnym językiem:
„Mój Dancio dobly, i telas wsyscy do tochają.“
„Dajże mikroskop Danie, żebyśmy się czemu przypatrzyli,“ rzekł Jakubek, który przez cały czas téj sceny, byłby się chciał wymknąć z pokoju, ale go powstrzymywał Emil.
„Dobrze: ciekawym jak się wam to wyda, naprzykład,“ rzekł Dan, chętnie popisując się upragnioną zdobyczą.
Strona:Mali mężczyźni.djvu/282
Ta strona została uwierzytelniona.