Strona:Mali mężczyźni.djvu/290

Ta strona została uwierzytelniona.

paproć, szaléj i kwiaty późnéj jesieni, bo Dana plony sprawiały jéj wielką przyjemność.
Wielkie poddasze było zajęte dziecinnymi zbiorami, służąc przez jakiś czas za ciekawe widowisko dla całego domu. — Stokrotka ułożyła tam w szufladzie od stolika trójnożnego, nasiona kwiatów, w zgrabnych torebkach papiérowych, z napisami. Andzia rozwiesiła na ścianie wiązki ziół, napełniające powietrze aromatyczną wonią. Tomek przechowywał koszyk ostu z delikatném nasieniem, zamierzając zasadzić go w następnym roku, jeżeli się nie ulotni do tego czasu. Emil suszył pęki makówek. Adaś miał żołędzie i różnego rodzaju zboża dla swych ulubionych zwierząt. Dana zbiory najbardziéj jednak pociągały zwrok. Zasłał bowiem połowę podłogi orzechami. Były tam rozmaite gatunki, gdyż plądrował lasy na kilka mil do koła, wspinał się na najwyższe drzewa i zagłębiał w największe gęstwiny, żeby wrócić z plonem. Orzechy laskowe, włoskie i kasztany, leżały w oddzielnych stosach, by nabierać barwy, słodyczy, suchości, i być gotowymi do uczt zimowych.
Rósł nieopodal domu jeden orzech amerykański, który Robcio i Teodorek, swoim nazywali. Pokrył się on obfitym owocem tego lata. Ciężkie łupiny zwieszały się wśród uschłych liści, gdzie wiewiórki skrzętniéj znajdowały je, aniżeli te leniuchy. Ojciec im powiedział, ale chłopcom, nie wiewiórkom, — że dostaną owe orzechy na własność, jeżeli je zbiorą bez niczyjéj pomocy. Była to łatwa robota, i z razu podobała się Teodorkowi; ale wkrótce stracił do niéj ochotę, i napełniwszy koszyk do połowy, resztę odłożył do innego dnia. Lecz ten dzień jakoś nie nadchodził; a tymczasem wiewiórki żwawo wspinając się po wiązie, wynosiły tyle orzechów, że wreszcie na-