Strona:Mali mężczyźni.djvu/299

Ta strona została uwierzytelniona.

pociechy, bo wszedłszy na wschody, przedewszystkiém zapytała:
„Gdzie mój maleńki?“
„Tutaj!“ odrzekł cienki głosik, a Dan podał jéj Teodorka. Gdy tuliła chłopczynę do siebie, dodał:
„Mój Dancio pilnowal mię caly dzień, a ja bylem dzecny.“
Pani Bhaer zwróciła się do wiernego piastuna, żebu mu podziękować, ale on nie widział tego, bo dawał znaki chłopcom, szepcząc:
„Odejdźcie, dajcie jéj teraz pokój!“
„Owszem, nie odchodźcie; chciałabym was wszystkich widziéć. Zbliżcie się tu, moi chłopcy; zaniedbałam was przez cały dzień,“ powiedziała pani Ludwika, i wyciągnęła do nich ręce.
Cała ta gromadka odprowadziła ją następnie do jéj pokoju, okazując tkliwie, choć bez słów: smutek i współczucie.
„Takam zmęczona, że położę się i utulę tu do snu Teodorka, a wy mi przynieście herbaty,“ rzekła, usiłując być wesołą.
Pobiegli co tchu do jadalni, i cały stół byłby został ogołocony, gdyby nie to, że pan Bhaer ustanowił, żeby jedna gromadka podała matce herbatę, a druga ją odniosła napowrót. Czteréj najbliżsi i najdrożsi upomnieli się o pierwszy z tych zaszczytów; Franz poniósł zatém imbryk z herbatą, Emil chléb, Robcio śmietankę, a Teodorek cukierniczkę, która przybyła na miejsce lżejszą o kilka kawałków cukru.
Niejednéj kobiécie wydawałoby się to męczącém w podobnéj chwili, żeby się chmara chłopaków uwijała w koło niéj, przewrając kubki, brząkając łyżeczkami, z gwałtownéj chęci przysłużenia się. Ale pani Ludwice sprawiało to przyjemność, miała bowiem