Strona:Mali mężczyźni.djvu/321

Ta strona została uwierzytelniona.

w ręce, lecz nareszcie musiał go położyć, skoro kupiec upakował towary, by ruszyć w dalszą drogę. Nazajutrz wrócił on znowu, oznajmiając że mu brak scyzoryka, który musiał pozostać u miss Katarzyny, i że nie myśli go stracić, gdyż był bardzo ładny. Wszyscy spojrzeli z zadziwieniem, upewniając że o niczém nie wiedzą. „Ten młody panicz wziął go na ostatku, i widoczną miał nań ochotę. Czyś go z pewnością oddał, kawalerze?“ zapytał kupiec Ludwika, który był mocno zmięszany, i przysięgał że nic nie winien téj zgubie. Na nic się to jednak nie zdało, bo mu nikt nie wierzył. Po burzliwéj scenie, miss Katarzyna musiała wynagrodzić straty kupcowi, i dopiéro wówczas odszedł, pomrukując gniewnie.
„Czy Ludwik wziął ten scyzoryk?“ zapytał Alfred z wielką ciekawością.
„Zobaczysz; musiał znowu przejść biédak przez ciężką próbę, gdyż koledzy nieustannie mówili, „Pożycz mi scyzoryka, agreście,“ co było tak dręczącém, że poprosił o odesłanie go do domu. Miss Katarzyna starała się poskramiać chłopców, ale to było ciężkie zadanie, bo chcieli mu dokuczać, ona zaś nie mogła być z nimi bez ustanku. Jedną z najmozolniejszych rzeczy, jest opieka nad chłopcami, — w podobnym razie, — nie chcą bowiem podnieść kolegi skoro upadnie, lecz powoli męczą go do takiego stopnia, że jużby wolał stracić życie od razu.“
„Znam to,“ rzekł Dan.
„I ja także,“ dodał Alfred z łagodnym żalem.
Jakubek milczał, ale i on byłby to chciał powiedziéć, bo nim także pogardzali starsi chłopcy i stronili odeń, z téjże saméj przyczyny.
„Mów ciociu daléj o biédnym Ludwiku! mnie się zdaje, że on nie wziął tego scyzoryka; alebym wolała