„Już idą, słyszę głos Emila! Musimy się ubrać jak najprędzéj!“ zawołała Andzia, i obie pobiegły co tchu na górę.
Chłopcy dążyli do domu z takim apetytem, że byłby zadrżał olbrzymi indyk, gdyby nie to, że dla niego skończyły się już wszelkie obawy. Oni poszli także się ogarnąć, i przez półgodziny tak się myli, czesali i stroili, że serce każdéj schludnéj kobiéty radowałoby się tym widokiem. Na odgłos dzwonka gromada rumianych chłopaków o błyszczących włosach, w czystych kołnierzykach i niedzielnych kurtkach, zapełniała jadalny pokój.
Pani Ludwika w swéj jedynéj jedwabnéj czarnéj sukni, z bukiecikiem ulubionego złocieniu przy staniku, siedząc na główném miejscu przy stole, „wspaniale wyglądała“, jak mówili chłopcy, ile razy jéj się zdarzyło ubrać się wykwintniéj. Stokrotka i Andzia podobne były do kwiateczków, w nowych zimowych sukienkach i w jasnych przepaskach, z włosami przewiązanymi jasną wstążeczką. Teodorek ślicznie wyglądał w karmazynowéj bluzce z merynosu, i nowych bucikach z guzikami, które pochłaniały całą jego uwagę.
Gdy państwo Bhaer spojrzeli na siebie przez długi stół, pośród dwóch szeregów uszczęśliwionych twarzyczek, — złożyli dzięki w duchu, i jedno serce szepnęło drugiemu:
„Dzieło nasze powiodło się: bądźmy za to wdzięczni i prowadźmy je daléj.“
Przez kilka minut panowało milczenie, i tylko Marya-Anna z jaskrawą kokardą we włosach, uwijała się żwawo, podając półmiski, nalewając sosy. Ponieważ prawie każdy z biesiadników przyczynił się do uświetnienia uczty, przez cały jéj czas toczyła się rozmowa o krążących potrawach.
Strona:Mali mężczyźni.djvu/334
Ta strona została uwierzytelniona.