Wszyscy ci chłopcy, żyjąc w zgodzie, uczyli się, pracowali, figlowali, dopuszczali się błędów i pełnili cnoty, zupełnie po staroświecku.
W innych szkołach pewno się dzieci uczą więcéj z książek, ale mniéj nabywają téj mądrości, która wyrabia na zacnych ludzi. Łacina, greczyzna i matematyka, nie były tam zaniedbywane, ale ponieważ profesor Bhaer wyżéj stawiał znajomość samego siebie, pomoc własną i panowanie nad sobą, — pilnie się starał uczyć ich tego. Ludzie kręcili niekiedy głowami na jego pojęcia, chociaż każdy rad nie rad przyznawał, że chłopcy wiele zyskują pod względem obejścia i moralności. Podobno pani Bhaer słusznie powiedziała do Alfreda, że to było „dziwaczna“ szkoła.
Gdy następnego ranka odezwał się dzwonek, Alfred wyskoczył z łóżka i z żywą przyjemnością wziął na siebie odzież leżącą na krześle. Nie była wprawdzie nową, bo ją nosił już jeden z zamożniejszych chłopców, ale pani Bhaer przechowywała zwykle odrzucone pióra dla obnażonych ptaszków, chroniących się do jéj gniazda. Zaledwie się Alfred ubrał, wszedł Tomek wystrojony w świeży kołnierzyk i zaprowadził kolegę na śniadanie.
Słońce oświecało stół zastawiony w jadalnym pokoju i grono zgłodniałych a raźnych chłopaków, którzy go otaczali. Alfred zauważył między nimi daleko