Strona:Mali mężczyźni.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.

więcéj ładu, niż poprzedniego wieczoru; każdy stał w milczeniu za swojém krzesłem, a Robcio znajdujący się obok ojca na główném miejscu, złożył rączki, z pokorą schylił główkę, i dźwięcznym głosikiem wypowiedział krótką modlitwę, na pobożny niemiecki sposób, który pan Bhaer lubił i kazał synkowi szanować.
Nareszcie wszyscy zasiedli do śniadania, składającego się przy niedzieli z kawy, kotletów wieprzowych i pieczonych kartofli, zamiast codziennego mleka z chlebem. Gawęda szła spiesznie, noże i widelce nie ustawały na chwilę, bo się trzeba było jeszcze nauczyć niektórych niedzielnych zadań, obmyśléć miejsce przechadzki i roztrząsnąć plany na cały tydzień.
„Daléj, chłopcy! weźcie się do rannych obowiązków, żebyście byli gotowi jechać do kościoła, jak się pokaże omnibus,“ rzekł ojciec Bhaer, i dla przykładu poszedł do klasy, przysposobić książki na dzień następny.
Wszyscy wzięli się do roboty, bo każdy miał jakieś codzienne zatrudnienie, które musiał wiernie spełnić. Jedni nosili wodę i drzewo, drudzy zamiatali wschody, inni byli na posługach u pani Bhaer, karmili ulubione zwierzęta, lub z Franzem urządzali chóry około stodoły. Stokrotka zmywała naczynia, a braciszek je obcierał, gdyż jako bliźnięta lubili pracować wspólnie; przytém w rodzicielskim jeszcze domu przyuczano Adasia, by się starał być pożytecznym. — Nawet maleńki Teodorek miał swoje drobne zajęcia: biegał tu i owdzie, zdejmując ze stołu serwety i ustawiając krzesła na właściwém miejscu. Przez półgodziny panował szmer jak w ulu; nareszcie omnibus nadszedł, i ośmiu ze starszych chłopców pod opieką ojca Bhaer i Franza, pojechało do kościoła.
Z powodu męczącego kaszlu, Alfred wolał zostać w domu, z czterema młodszymi chłopczykami, i przy-