uprawy i tak poważnie mówił o spodziéwanych plonach, jak gdyby utrzymanie całego domu od nich zależało. Z tego przedmiotu przeszli do wielu innych, i Alfredowi dużo nowych i pożytecznych myśli przybyło do główki, a przyjmował je z taką skwapliwością, jak spragniona ziemia pochłania ciepły deszczyk wiosenny. Przez cały czas wieczerzy rozważał słowa zacnego profesora, wpatrując się weń często, jak gdyby chciał powiedzieć: „Podobała mi się ta rozmowa i chciałbym więcéj takich.“ Nie wiem, czy pan Bhaer zrozumiał tę niemą prośbę dziecka, lecz gdy się wszyscy zebrali wieczorem na niedzielną gawędę do pokoju pani Ludwiki, wybrał przedmiot, który widocznie nasunęła mu przechadzka wśród łanów, nad strumykiem.
Rozglądając się do koła, mogło się zdawać Alfredowi, że jest raczéj wśród licznéj rodziny, aniżeli w zakładzie naukowym. Chłopcy umieścili się szerokiém półkolem przy kominku: niektórzy na krzesłach, inni na dywanie. Stokrotka i Adaś siedzieli na kolanach u wuja Fritza, a Robcio schował się cichutko za matkę na fotelu, gdzie mógł drzémać pokryjomu, skoro się rozmowa stawała niezrozumiałą. Każdy zdawał się zadowolony z miejsca i słuchał uważnie, gdyż daleka przechadzka czyniła wypoczynek pożądanym; zresztą, trzeba było być trzeźwym i przygotowanym na zapytania.
„Dawno, dawno już temu, pewien doświadczony ogrodnik miał taki duży i piękny ogród, jakiego nikt nie widział. Pracował téż nad nim pilnie i uprawiał różne doskonałe i pożyteczne rzeczy. Ale chwast zakradł się nawet tam; grunt był zły miejscami i dobre ziarna nie chciały kiełkować. — Miał on dużo ogrodniczków do pomocy, niektórzy wiernie pełniąc
Strona:Mali mężczyźni.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.