przypuśćmy — melony, obróciły się w niwecz, dla tego, że ogrodniczek nie czuwał nad nimi, tłumacząc się zawsze tém, że ,zapomniałʻ.“
Tu powstał ogólny śmiech i wszyscy spojrzeli na Tomka, który na wzmiankę o melonach wytężył słuch, ale usłyszawszy swą ulubioną wymówkę, spuścił głowę ze wstydem.
„Wiedziałem, że to o nas mowa!“ zawołał Adaś klaszcząc w ręce. „Prawda, wuju, że ty jesteś tym ogrodnikiem, a my ogrodniczkami?“
„Zgadłeś! A teraz każdy mi powié, jakie ziarno, w nim zasiać téj wiosny, żeby miéć obfite plony jesienią, z moich dwunastu, — a raczéj trzynastu, — łanów,“ rzekł pan Bhaer, spoglądając na Alfreda.
„Grochu ani fasoli nie można w nas siać, chyba że pan chce, byśmy dużo jedli i utyli,“ odezwał się Nadziany, i ta rozkoszna myśl ożywiła nagle jego martwą, okrągłą twarz.
„Wuj nie o takich mówi nasionach, tylko o rzeczach, które mogą nas doskonalić; a chwast znaczy wady,“ zawołał Adaś, zabierający zwykle głos w podobnych rozmowach, miał w nich bowiem wprawę i upodobanie.
„Zastanówcie się, czego wam najbardziéj trzeba, a potém każdy mi powié swoje życzenia, ja zaś dopomogę, żeby się przyjęło ziarno; ale musicie także sami dokładać starań, bo inaczéj stanie się z wami to, co z melonami Tomka: — będą same liście, bez owocu. Zaczynając od starszych, zapytam się matki, co pragnie miéć na swéj grządce, bo wszyscy stanowimy cząstki tego ogrodu i możemy być obfitém żniwem dla naszego Pana, jeżeli go będziemy dostatecznie kochali,“ rzekł ojciec Bhaer.
Strona:Mali mężczyźni.djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.