wszyscy pobiegli na górę, dowiedziéć się, co tam słychać.
Pan Bhaer, mając przekonanie, że pożyteczniéj będzie wskazać owego dnia, chłopcom, jak wzajemnie dopomagać sobie, niżeli im wykładać arytmetykę, — opowiedział przygody Alfreda, w sposób tak rzewny i zajmujący, że poczciwe dzieci obiecały mu być pomocą, mając sobie za zaszczyt udzielanie jéj, młodzieńcowi tak pięknie grającemu na skrzypcach. To odwołanie się do nich, przyniosło pożądane owoce, i Alfred miał niewiele trudności do zwalczania, bo mu każdy ułatwiał pracę.
Ale póki nie nabrał więcéj sił, wzbraniano mu wielkiego mozołu, i pani Ludwika obmyślała różne domowe rozrywki na czas, kiedy inni byli zajęci książkami. Najlepszém jednak lekarstwem było pielęgnowanie ogródka; pracował téż pilnie: najwpierw uprawił ziemię, potém zasiał groch i pilnie śledząc jego wzrost, cieszył się każdym zielonym listkiem, każdą łodyżką. Żaden w świecie ogród nie był tak starannie skopywany, i pan Bhaer szczerze się obawiając, czy nasiona będą mogły kiełkować z tego powodu, wyznaczał mu lekkie zajęcia przy kwiatach lub truskawkach, gdzie się Alfred z takiém przejęciem krzątał, jak rojące się wkoło niego pszczoły.
„Ze wszystkich twych nowych zdobyczy, najlepiéj mi się te podobają,“ mówiła pani Ludwika szczypiąc mu czerstwe policzki, niegdyś tak blade, — i klepiąc po plecach, dawniéj przygarbionych, — a teraz już prostych prawie, skutkiem zdrowego zajęcia, dobrego pożywienia, i wydobycia się z biédy, która tak gnębi i przygniata.
W Adasiu miał Alfred przyjaciela, w Tomku opiekuna, a w Stokrotce osłodę w każdem strapieniu: bo
Strona:Mali mężczyźni.djvu/57
Ta strona została uwierzytelniona.