że mu bardzo wesoło czas przeszedł, że goście byli dlań łaskawi i obiecali często go wzywać.
„To daleko milsze zajęcie, niż grywanie na ulicach, bo wtedy nie dostawałem wcale pieniędzy, a teraz wszystkie przechodzą do moich rąk, i prócz tego bawię się doskonale. Wszedłem już w interesa, jak Tomek i Jakubek, co mię bardzo cieszy,“ rzekł Alfred, z dumą klepiąc stary pugilares, jak gdyby już był miljonerem. Jstotnie, wszedł „w interesa“, bo gdy lato nastało, częste odbywały się pikniki, i był rozrywany. Pan Bhaer pozwalał mu korzystać z tego, ale z warunkiem żeby nie zaniedbywał lekcyi, i żeby towarzystwo było przyzwoite; tłomaczył mu bowiem, że każdemu jest potrzebna edukacya, chociażby skromna, i że pieniądze nie powinny go tam nigdy wabić, gdzie by znalazł pokusę do złego. Alfred w zupełności odpowiadał jego życzeniom, i przyjemnie było widziéć tego niewinnego chłopca, gdy odjeżdżał z wesołym orszakiem lub wracał do domu, wygrywając sobie, — zmęczony lecz wesoły, z uczciwie zarobionym groszem w jednéj kieszeni, a z łakociami w drugiéj, bo o Stokrotce i Teodorku nigdy nie zapominał.
„Będę póty składał pieniądze, póki nie kupię skrzypcy, a potém będy się już mógł sam utrzymywać, — nieprawda?“ rzekł pewnego razu, oddając panu Bhaer dollary do schowania.
„Tak się spodziéwam, mój Alfredzie; ale wpierwéj musisz wzmocnić zdrowie i przyuczyć się muzyki; wówczas pan Laurence obmyśli ci jaką posadę, a za kilka lat, wszyscy się zjedziemy, żeby cię usłyszeć grającego publicznie.“
Dzięki doznawanéj zachęcie i nadziejom jakie starano się w nim rozbudzić, życie spływało mu coraz łatwiéj, miléj, i w muzyce robił takie postępy, że
Strona:Mali mężczyźni.djvu/60
Ta strona została uwierzytelniona.