kartofli, wydała żałosny okrzyk, bo się na nic przypaliły!
„Ach moje torciki, moje śliczne torciki! już z nich nic nie będzie!“ wołała biédaczka, załamując powalane rączki, na widok zniweczonéj pracy. Torcik z konfiturami przedstawiał szczególnie smutny widok, bo floresy i zygzaki spadały z poczerniałéj galarety, jakby mury i kominy domu nawiedzonego pożarem.
„Ach mój Boże! zapomniałam powiedziéć żebyś je wyjęła z pieca! ze mną zawsze tak bywa!“ rzekła ciocia Ludka ze skruchą. „Nie płacz moja droga, to moja wina, więc jeszcze raz sprobujemy po obiedzie,“ dodała, widząc że Salusi spadła z oka wielka łza, na gorące zgliszcza torcika.
Byłoby więcéj łezek spłynęło, gdyby befsteak nie zasyczał w téj chwili, co tak pochłonęło uwagę kucharki, że wprędce zapomniała o zmarnowanych torcikach.
„Postaw w cieple półmisek z befsteakiem i talérze, aby się grzały; potém przypraw groch masłem, i posyp go odrobiną pieprzu i soli,“ rzekła pani Ludwika, obiecując sobie, że się obiad obejdzie już bez smutnego wypadku.
„Zgrabna pieprzniczka“ ukoiła żal Salusi; obiad został wreszcie podany; sześć lalek zasiadło: po trzy z każdéj strony, — Teodorek zajął ostatnie miejsce, a Salusia główne. Gdy wszystko zostało urządzone, zabawny przedstawiał się widok, bo jedna lalka była w balowém ubraniu, druga w nocnéj koszulce, Jerzy zachował zimowy strój z ponsowéj flaneli, Anabella zaś, miała na sobie tylko własną skórę, a raczéj kozłową. Teodorek, jako ojciec rodziny, zachowywał się bardzo przyzwoicie, z uśmiéchem pochłaniał co mu tylko dano, i wszystko wydało mu się wyśmienitém.
Strona:Mali mężczyźni.djvu/82
Ta strona została uwierzytelniona.