Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

jem życiem, chłopcze, dodał zwracając się do mnie. Masz piękną duszę, rzadkiej ceny, naturę artysty, nie pozwól aby jej brakło tego co najważniejsze.
Kiedy, za powrotem, ciocia kazała się nas spytać, czy pani Goupil spóźniła się na mszę, niezdolni byliśmy odpowiedzieć. W zamian, powiększyliśmy jeszcze jej niepokój, opowiadając, że malarz jakiś kopjuje w kościele witraż Gilberta Złego. Franciszka, natychmiast posłana do sklepiku, wróciła z niczem, wskutek nieobecności Teodora, któremu podwójny jego zawód, śpiewaka zatrudnionego przy kościele i subjekta w sklepie korzennym, dawał, dzięki stosunkom ze wszystkiemi sferami, uniwersalną wiedzę.
— Och, wzdychała ciotka, chciałabym, żeby już przyszła nareszcie Eulalja. Tylko ona potrafi mi to wszystko objaśnić.
Eulalja, była to kulawa dziewczyna, energiczna i głucha, „spensjonowana” od śmierci pani de la Bretonnerie, u której służyła od dziecka. Wynajęła sobie obok kościoła pokój, skąd wciąż wybiegała, czyto na nabożeństwo, czy też poza nabożeństwami zmówić krótki pacierz, lub pomóc Teodorowi; przez resztę czasu odwiedzała osoby chore jak ciocia Leonja, której opowiadała co się działo na mszy i nieszporach. Nie gardziła przyczynieniem jakichś obrywków do małej renty, jaką jej wypłacała ro-

137