Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.

dawać im klejnoty rodzinne. Często, przy nazwisku aktorki które zjawiało się w rozmowie, słyszałem jak ojciec mówił do matki z uśmiechem: „Przyjaciółka twojego stryja”; i myślałem sobie, że, podczas gdy poważni ludzie wyczekiwali może lata całe daremnie pod drzwiami jakiejś kobiety nie odpowiadającej na ich listy i odprawiającej ich przez odźwiernego, wuj byłby mógł uwolnić od tych prób smarkacza takiego jak ja, przedstawiając go aktorce, niedostępnej dla tylu innych, a będącej jego bliską przyjaciółką.
Skorzystałem z pozoru, iż lekcja którą przełożono wypadała teraz tak nieszczególnie, że kilka razy przeszkodziła mi i miała mi jeszcze przeszkodzić w odwiedzeniu wuja. Jednego dnia, nie tego który przeznaczono na nasze wizyty, wyzyskując to że rodzice śniadali owego dnia wcześniej, wyszedłem i zamiast iść oglądać słup z afiszami, na co pozwalano mi wychodzić samemu, pobiegłem do wuja. Zauważyłem przed bramą powóz, konie miały przy uszach czerwone goździki, stangret miał je również w butonierce. Ze schodów usłyszałem śmiech i głos kobiecy; skoro zadzwoniłem, — cisza, potem hałas zamykanych drzwi. Lokaj który mi otworzył wydał się zakłopotany moim widokiem; powiedział że wuj jest bardzo zajęty, że pewno nie będzie mnie mógł przyjąć. Kiedy, mimo to, służący poszedł mnie

148