Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

wych kwiatów. A że marzenie o kobiecie któraby mnie kochała wciąż było obecne mojej myśli, w owe lata marzenie to było nasycone chłodem bieżącej wody; i kimkolwiek była kobieta, którą sobie stwarzałem, pęki fioletowych i czerwonawych kwiatów wznosiły się natychmiast po obu jej stronach niby barwy dopełniające.
Było to nietylko dlatego, że obraz o którym marzymy zawsze pozostaje naznaczony i upiększony odblaskiem obcych kolorów, które przypadkowo otaczają go w naszem marzeniu; krajobrazy bowiem książek które czytałem nie były dla mnie czemś analogicznem do widoków Combray, żywiej jedynie odbijającem się w mojej wyobraźni. Sugestja autora, wiara z jaką myśl moja przyjmowała jego słowa niby objawienie, czyniły mi ów urojony krajobraz istotną cząstką samej Natury, godną by ją studjować i zgłębić; a wrażenia tego nie dawała mi prawie nigdy okolica w której się znajdowałem, a zwłaszcza nasz ogród, prozaiczny wytwór poprawnej wyobraźni ogrodnika, którego lekceważyła moja babka.
Gdyby rodzice pozwolili mi, kiedy czytałem jakąś książkę, odwiedzić strony które opisuje, miałbym uczucie, że robię nieoszacowany krok w zdobywaniu prawdy. Jeżeli bowiem ma się wrażenie że się jest zawsze otoczonym swoją duszą, nie znaczy

166