Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.

to aby ona była nieruchomem więzieniem; raczej unosi nas wraz z nią ustawiczny pęd ku temu aby z niej wyjść, aby się wydostać na zewnątrz, przyczem z uczuciem zniechęcenia słyszymy wciąż dokoła siebie ów identyczny dźwięk który nie jest echem z zewnątrz ale odgłosem naszego wewnętrznego drgania. Silimy się odnaleźć na wszystkich rzeczach szacowny odblask naszej własnej duszy; doznajemy zawodu stwierdzając, że w naturze są one odarte z uroku jaki zawdzięczały w naszej myśli sąsiedztwu pewnych pojęć; czasami zmieniamy wszystkie siły duszy w zwinność, w blask, aby oddziaływać na istoty, o których czujemy dobrze że są nazewnątrz nas i że ich nie dosięgniemy nigdy. Toteż, jeżeli sobie wyobrażałem zawsze dokoła ukochanej kobiety miejsca których wówczas najbardziej pragnąłem, jeżeli byłbym chciał aby ona dała mi je poznać, aby ona otwarła mi dostęp do nieznanego świata, to nie była igraszka prostego skojarzenia myśli; nie, to dlatego że moje marzenia o podróży i o miłości były jedynie momentami tego samego i niezmiennego wytrysku mego życia; momentami, które rozdzielam dziś sztucznie, tak jakbym robił cięcia na rozmaitych wysokościach mieniącej się tęczowo i napozór nieruchomej fontanny.
Wkońcu, gdy idę dalej od wewnątrz ku zewnątrz

167