Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

za każdym razem kiedy miała oznajmić tę duchowną osobę, nie zupełnie odpowiadał uczuciom chorej. Proboszcz (wyborny człowiek; żałuję, że z nim nie rozmawiałem częściej, bo, o ile nie rozumiał się na sztuce, o tyle biegły był w etymologji), przyzwyczajony dawać znamienitszym turystom informacje o kościele (nosił się z zamiarem napisania książki o parafji Combray), męczył ciocię objaśnieniami bez końca, w dodatku zawsze temi samemi. A już kiedy się zjawiał tak równocześnie z Eulalją, wizyta jego stawała się cioci wręcz niepożądana. Byłaby wolała lepiej wyzyskać Eulalję i nie mieć wszystkich naraz. Ale nie śmiała odprawić proboszcza, dawała tylko Eulalji znak, żeby nie odchodziła razem z nim, że ją chce mieć trochę samą, kiedy ksiądz pójdzie.
— Księże proboszczu, co to mi mówiono, że jakiś artysta ustawił sztalugi w kościele, aby skopiować witraż? Mogę rzec, że dożyłam swoich lat, nie słysząc o czemś podobnem! Czego dziś ludzie nie wymyślą! I właśnie to jest najbrzydsza rzecz w całym kościele!
— Nie posunąłbym się tak daleko, aby powiedzieć, że to jest rzecz najbrzydsza; bo o ile są u św. Hilarego partje, które warte są zwiedzenia, są inne bardzo stare w tej mojej biednej bazylice, jedynej

194