ne dla niewdzięcznej uważała monetę wsuniętą każdej niedzieli w rękę Eulalji, ale tak dyskretnie, że nigdy Franciszka nie zdołała jej sprawdzić. To nie znaczy, aby Franciszka pragnęła dla siebie pieniędzy, które ciocia dawała Eulalji. Cieszyła się dostatecznie tem co ciocia posiadała, wiedząc, że bogactwa pani równocześnie podnoszą i upiększają w oczach wszystkich jej służącą, i że ona, Franciszka, jest osobą znaczną i szanowaną w Combray, Jouy-le-Vicomte i innych miejscach, szanowaną za liczne folwarki cioci Leonji, za częste i długie wizyty proboszcza, za niezwykłe ilości spotrzebowanych flaszek Vichy. Była skąpa jedynie za ciocię; gdyby zawiadowała jej majątkiem, co byłoby jej marzeniem, uchroniłaby ją od cudzych zamachów z macierzyńską zachłannością. Nie widziałaby zresztą nic bardzo złego w tem, gdyby ciocia, której nieuleczalną hojność znała, rozdawała majątek, — byleby tylko ludziom bogatym. Może myślała, że ci, nie potrzebując podarków cioci Leonji, nie mogą być podejrzani o to, że ją kochają interesownie. Zresztą, podarki czynione osobom bardzo zamożnym — jak pani Sazerat, pan Swann, pan Legrandin, pani Goupil — osobom „tej samej klasy” co ciocia Leonja i które „dobrze pasowały razem”, były dla niej cząstką obyczajów owego dziwnego i świetnego życia bogaczy, którzy polują, wyprawia-
Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/205
Ta strona została uwierzytelniona.
201