I śledząc ten ruch, odtwarzając w sobie samym gest ich kwitnienia, wyobrażałem sobie jakgdyby to był nieopatrzny i szybki ruch głowy białej dziewczyny, roztargnionej i żywej, rzucającej zalotne spojrzenie z pod zmrużonych powiek.
Pan Vinteuil usiadł z córką koło nas. Pochodzący z dobrej rodziny, dawał niegdyś lekcje fortepianu siostrom babki; i kiedy, po śmierci żony i po jakimś spadku, osiadł w pobliżu Combray, bywał u nas dosyć często. Ale będąc przesadnie drażliwy, przestał nas odwiedzać, aby nie spotkać Swanna, który zawarł, jak to nazywał Vinteuil, „małżeństwo niewłaściwe, w guście dzisiejszej epoki”. Dowiedziawszy się że komponuje, matka powiedziała mu przez uprzejmość, że kiedy będzie u niego, musi jej zagrać coś ze swoich utworów. Panu Vinteuil byłoby to sprawiło wielką radość, ale posuwał grzeczność i dobroć do takich skrupułów, że, stawiając się zawsze w położeniu innych, bał się ich znudzić i wydać się im egoistą, jeżeli poddał się swojej ochocie lub bodaj pozwolił ją odgadnąć.
W dniu, w którym rodzice wybrali się do niego, towarzyszyłem im, ale pozwolili mi zostać na dworze, że zaś domek pana Vinteuil w Montjouvain znajdował się u stóp zarośniętego wzgórza gdzie się ukryłem, znalazłem się na równej wysokości
Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/214
Ta strona została uwierzytelniona.
210