Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/221

Ta strona została uwierzytelniona.

wahań, spędzić lato w jej ładnej posiadłości Mirougrain, gdzie był wodospad.
Nigdy nie zdarzył się żaden tego rodzaju wypadek, którego spewnością ciocia Leonja obliczała szanse, siedząc pogrążona w nieskończonych pasjansach. Gdyby się nawet zdarzył, przywiódłby ją od pierwszej chwili do rozpaczy realną prawdą drobnych nieprzewidzianych faktów, niepodobnym do zapomnienia akcentem słów zwiastujących złą nowinę, wszystkiemi znamionami śmierci rzeczywistej, bardzo różnej od jej logicznej i oderwanej możliwości. Aby więc uczynić od czasu do czasu swoje życie bardziej interesującem, ciocia poprzestawała na katastrofach urojonych, które wprawiała w ruch i śledziła z namiętnością. Lubiła nagle przypuszczać że ją Franciszka okrada, że ona się ucieka do podstępu aby się o tem przekonać, że ją łapie na gorącym uczynku. Przyzwyczajona, kiedy grała sama ze sobą w karty, grać równocześnie za siebie i za przeciwnika, sama wkładała w usta Franciszce mętne usprawiedliwienia i odpowiadała na nie z takim ogniem i oburzeniem, że kiedy ktoś z nas wszedł w tej chwili, zastawał ją całą spoconą, z błyszczącemi oczami,, z fałszywym kokiem przekrzywionym i odsłaniającym jej łyse czoło. Franciszka słyszała może czasami z sąsiedniego pokoju gryzące sarkazmy, które ciocia zwracała do

217