Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/224

Ta strona została uwierzytelniona.

coś spytać, długo wahała się w jaki sposób przystąpić do tego. I kiedy przedstawiła swoją petycję, obserwowała ukradkiem ciocię, starając się odgadnąć z jej twarzy co ona pomyślała i co zdecyduje. Ten i ów artysta, czytając pamiętniki z XVII wieku i pragnąc zbliżyć się do wielkiego Króla, sądzi, że obrał najwłaściwszą drogę, fabrykując sobie rodowód wiodący go od historycznych figur lub podtrzymując korespondencję z którymś z dzisiejszych monarchów; i właśnie obraca się plecami do tego, czego błędnie szuka w formach identycznych, tem samem martwych. Natomiast stara dama z prowincji, która poddaje się poprostu i szczerze swoim nieodpartym manjom oraz złośliwości zrodzonej z próżniactwa, może ujrzeć — nie pomyślawszy nigdy o Ludwiku XIV — jak najbłahsze wydarzenia dnia, tyczące jej wstania, śniadania, spoczynku, przybierają przez swoje despotyczne dziwactwa coś z tego co Saint-Simon nazywa „mechaniką” życia w Wersalu. I ciocia Leonja mogła być przekonana, że każde jej milczenie, odcień dobrego humoru lub dąsu na jej fizjogonomji, są dla Franciszki przedmiotem komentarza równie namiętnego, równie trwożliwego, jak milczenie, dobry humor, wyniosłość króla były źródłem wzruszeń dla dworzanina lub nawet dla największych panów, kiedy za zakręcie aleji w Wersalu wręczali suplikę.

220