modlitwą, tak iż mógłbym nawet przypuszczać że nie widziały jak wchodzę, gdyby równocześnie nogi ich nie odsunęły lekko ławeczki, która przeszkadzała mi dostać się do krzesła) zaczynały rozmawiać z nami głośno o przedmiotach całkowicie świeckich jakgdybyśmy już byli na rynku. Naraz, na rozpalonym progu bramy kościelnej, ujrzeliśmy pana Legrandin, górującego nad pstrym zgiełkiem targowym; mąż owej damy, z którąśmy go niedawno spotkali, przedstawiał go właśnie żonie innego wielkiego właściciela z okolicy. Twarz Legrandina promieniała nadzwyczajnem ożywieniem i zapałem; złożył głęboki ukłon z następowym ruchem wstecz, który cofnął jego grzbiet poza pierwotną pozycję, a którego musiał go nauczyć mąż jego siostry, pan de Cambremer. Ten nagły ruch spowodował — w kształcie burzliwej i muskularnej fali — odpływ siedzenia pana Legrandin, o którem nie przypuszczłem że jest tak mięsiste; i nie wiem czemu, to kołysanie się czystej materji, fala nawskroś cielesna, bez śladu uduchowienia, smagana niby burzą odruchem uniżoności, obudziły nagle w mojem pojęciu możliwość Legrandina całkiem nie podobnego temu, któregośmy znali. Dama prosiła go, aby coś powiedział jej stangretowi; podczas gdy szedł do powozu, znamię nieśmiałej i nabożnej radości, które ta prezentacja wycisnęła na jego twarzy, trwało
Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/234
Ta strona została uwierzytelniona.
230