ostatni służący odszedł i trzeba będzie przetrwać całą noc, cierpiąc bez ratunku.
Zasypiałem na nowo. Czasami miałem już tylko krótkie chwile ocknienia: tyle, aby usłyszeć trzeszczenie wyschłej boazerji, aby otworzyć oczy, wlepić je w kalejdoskop mroku, i — dzięki chwilowemu błyskowi świadomości — kosztować snu, w którym pogrążone są meble, pokój, wszystko czego ja byłem tylko cząstką i z czem niebawem znów się łączyłem w bezczuciu. Lub też, śpiąc, cofałem się bez wysiłku w miniony na zawsze wiek mojego dawnego życia; odnajdywałem któryś z moich dziecinnych lęków, naprzykład ten, że dziadek pociągnie mnie za pukiel włosów: obawa której położył koniec dzień — data nowej dla mnie ery — kiedy je obcięto. Zapomniałem o tem wydarzeniu we śnie: odnajdywałem jego pamięć, skoro tylko udało mi się zbudzić aby się wymknąć z rąk dziadka; ale przez ostrożność kryłem całkowicie głowę w poduszkę zanim powrócę w świat snów.
Czasami, tak jak Ewa urodziła się z żebra Adama, kobieta rodziła się w czasie snu z niewłaściwej pozycji mego uda. Tworzyła się z rozkoszy, której doznania byłem bliski, — a ja wyobrażałem sobie, że to ona mi ją ofiaruje. Ciało moje, które czuło w jej ciele własne ciepło, pragnęło się z niem połączyć; budziłem się. Reszta ludzi wydawała mi się
Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.
29