nie domyślali się, że on zgoła nie żyje w dawnej sferze swojej rodziny. Nie wiedzieli, iż pod rodzajem inkognita, jakie Swann zawdzięczał u nas swemu nazwisku, goszczą — z cudowną niewinnością zacnych hotelarzy, którzy, nie wiedząc o tem, dają schronienie sławnemu bandycie — jednego z najwytworniejszych członków Jockey-clubu, ulubieńca hrabiego Paryża i księcia Walji, jednego z ludzi najbardziej rozrywanych przez arystokratyczne faubourg Saint‑Germain.
Nasza nieświadomość owego błyszczącego życia światowego, które pędził Swann, wynikała niewątpliwie z nieskłonnej do wynurzeń dyskrecji jego charakteru, ale także stąd, że ówcześni mieszczanie mieli o społeczeństwie pojęcia nieco hinduskie, i uważali je za system zamkniętych kast, gdzie każdy od urodzenia mieści się w sferze wziętej w spadku po rodzicach, skąd nic, poza trafem wyjątkowej karjery lub nieoczekiwanego małżeństwa, nie może go wydobyć i przenieść do wyższej kasty. Stary Swann był agentem giełdowym: „młody Swann” zdawał się wiekuiście skazany na kastę w której majątki, niby w danej kategorji podatników, wahają się między takim a takim dochodem. Znano stosunki jego ojca, wiedziano tedy jakie są stosunki syna i z jakiemi osobami jego „sytuacja” pozwala mu przestawać. Jeżeli znał inne osoby, były to znajo-
Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/52
Ta strona została uwierzytelniona.
48