Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.

ła mu przesuwać fortepian i obracać nuty gdy siostra babki śpiewała, traktując tego człowieka, gdzieindziej tak poszukiwanego, z naiwną bezceremonjalnością dziecka, które bawi się rzadkim bibelotem niby groszową zabawką. Bezwątpienia, Swann, którego znało w owej epoce tylu clubmenów, był bardzo różny od tego, którego stwarzała sobie ciotka, kiedy wieczorem w ogródku w Combray, skoro się rozległy dwa nieśmiałe dzwonki, stroiła wszystkiem, co wiedziała o rodzinie Swannów majaczącą w mroku osobistość, która się wyłaniała z ciemności, poprzedzając babkę i dając się poznać po głosie. Ale nawet z punktu widzenia najmniej znaczących rzeczy, nie jesteśmy całością materjalnie ukształtowaną, tożsamą dla wszystkich, którą każdy może poprostu sprawdzić niby hipotekę lub testament; nasza społeczna osobowość jest tworem cudzej myśli. Nawet akt tak prosty, który zwiemy „widzieć znajomą osobę”, jest poczęści aktem intelektualnym. Pozór fizyczny widzianej osoby wypełniamy wszystkiemi pojęciami, które mamy o niej; a w ogólnym kształcie jaki sobie tworzymy, pojęcia te mają z pewnością największy udział. Wkońcu wydymają tak dokładnie policzki, tak ściśle pokrywają się z linją nosa, tak skutecznie barwią dźwięk głosu jakgdyby ów głos był jedynie przeźroczystą powłoką, iż za każdym

53