Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/59

Ta strona została uwierzytelniona.

mym czasie; jakgdyby nasze życie było niby muzeum, gdzie wszystkie portrety z jednej epoki mają familijne podobieństwo, jakąś wspólną tonację; — do tego pierwszego Swanna, nasyconego wywczasem, nasiąkłego wonią wielkiego kasztana, koszów truskawek i odrobiną estragonu.
Jednakże, pewnego dnia, kiedy babka poszła prosić o jakąś przysługę damy, którą znała w Sacré­‑Coeur (i z którą, z powodu naszych pojęć o kastach, nie zachowała stosunków mimo wzajemnej sympatji), margrabiny de Villeparisis ze sławnego domu Bouillon, owa dama rzekła: „Zdaje mi się, że pani zna dobrze pana Swann, który jest wielkim przyjacielem moich kuzynów des Laumes”. Babka wróciła z wizyty zachwycona domem otoczonym ogrodami, gdzie pani de Villeparisis radziła jej wynająć mieszkanie, a także pewnym drobnym krawcem i jego córką, do którego warsztatu w podwórzu wstąpiła z prośbą, aby jej na prędce zaszyto spódnicę rozdartą na schodach. Ci ludzie wydali się babce przemili; oznajmiła, że ta mała to jest istna perła, a krawiec najdystyngowańszy i najprzyzwoitszy człowiek jakiego kiedy widziała. Bo dla niej dystynkcja była czemś zupełnie niezależnem od rangi społecznej. Rozpływając się przed mamą nad jakąś odpowiedzią krawca, rzekła: „Sevigné nie byłaby tego wyraziła lepiej!” — a w zamian za to, o

55