byśmy się zorganizować to, odbyć tę podróż razem, w komfortowych warunkach.
Tak samo, jeżeli „swój” miał przyjaciela, albo „swoja” jakiś flirt, który mógłby ją czasem przyprawić o niewierność uświęconym wieczorom, nie przestraszało państwa Verdurin to, że kobieta może mieć kochanka, byle go miała u nich, byle go kochała u nich i nie wolała go od nich. Powiadali: „Więc dobrze! przyprowadź swego przyjaciela”. I angażowano go niejako na próbę, aby się przekonać, czy zdolny jest nie mieć sekretów dla pani Verdurin, czy godny jest, aby go przyjąć do „paczki”. Jeżeli nie był godny, brano na bok swojego lub swoją i starano się ich poróżnić z przyjacielem lub kochanką. W przeciwnym razie, „nowy” stawał się z kolei swoim. Toteż, kiedy w tym roku owa osoba z półświatka opowiedziała panu Verdurin, że poznała uroczego człowieka, pana Swann, i natrąciła że ów Swann byłby bardzo szczęśliwy gdyby się mógł dostać do nich, Verdurin z miejsca przekazał to podanie żonie. (Własne zdanie miał dopiero po żonie; specjalnością zaś jego było spełniać pragnienia małżonki, zarówno jak pragnienia „swoich”, z wielkim nakładem pomysłowości.)
— Właśnie pani de Crécy ma do ciebie małą prośbę. Chciałaby ci przedstawić jednego ze swoich przyjaciół, pana Swann. Co ty na to?
Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.
99