Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.

nie dało się wymienić na nową przyjemność, wszystko to oddałby za nic, choćby się innym wydawało najpożądańsze. Ileż razy zniszczył cały swój kredyt u jakiejś wielkiej damy, która od lat pragnęła mu w czemś być miła, nie znajdując sposobności potemu; i Swann wyczerpywał swoje conto jednym zamachem, żądając od niej niedyskretną depeszą telegraficznej rekomendacji, umożliwiającej mu doraźny wstęp do któregoś z jej intendentów, którego córka wpadła mu w oko gdzieś na wsi. W tych wypadkach, Swann postępował jak człowiek zgłodniały, któryby zamienił djament za kawałek chleba. Później nawet bawił się tem, bo było w nim — okupione rzadkiemi delikatnościami — pewne chamstwo.
Przytem Swann należał do owej kategorji mężczyzn inteligentnych, którzy, pędząc żywot próżniaczy, szukają pociechy — a może wymówki — w przeświadczeniu, że owo próżniactwo nastręcza ich inteligencji przedmioty bardzo godne zainteresowania, niegorzej nauki lub sztuki; że „życie” zawiera sytuacje bogatsze, bardziej powieściowe niż wszystkie powieści. Upewniał tak przynajmniej i przekonywał o tem bez trudu swoich najwybredniejeszych przyjaciół, zwłaszcza barona Charlus, którego lubił zabawiać pikantnemi awanturkami z własnych przeżyć. Jednego razu, poznawszy w wagonie kolejowym jakąś kobietę i zawiózłszy ją do siebie, odkrył, że

103