Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.

na baczności!” I, czyto przez nieufność, czy przez owo nieświadomie djaboliczne uczucie, które każe nam ofiarowywać jakąś rzecz jedynie ludziom wcale jej nie pragnącym, dziadek i babka zachowywali się opornie wobec najłatwiejszych do spełnienia próśb Swanna. Kiedy naprzykład prosił żeby go przedstawić młodej pannie, co niedzielę bywającej u dziadków na obiedzie, musieli za każdym razem udawać przed Swannem że jej już nie widują, podczas gdy cały tydzień zastanawiali się kogoby z nią zaprosić, nie znajdując w końcu nikogo, a nie chcąc skinąć na tego, któregoby to tak uszczęśliwiło!
Czasami, jacyś znajomi dziadków, żalący się wprzódy że nigdy nie widują Swanna, oznajmiali z zadowoleniem (może i z chęcią obudzenia zazdrości), że tenże Swann stał się dla nich niesłychanie uprzejmy, poprostu nie wychodzi z ich domu. Dziadek nie chciał mącić ich przyjemności, ale patrząc na babkę, nucił:

Co tkwi w tajemnicy tej,
Zrozumieć niema sposobu...

albo:

Widzenie ulotne jak sen...

albo:

W takich sprawach, kto nie fryc,
Najlepiej nie widzi nic...

105