gi. Powiem panu, że ja nie bardzo lubię zaglądać wszystkiemu pod fartuszek, szukać kwadratury koła; my tutaj nie tracimy czasu na rozszczepianie włosa na czworo, to nie jest specjalność firmy.
Doktór Cottard patrzał na panią Verdurin z błogim podziwem i z naukowem zainteresowaniem, widząc jak igra na fali gotowych zwrotów. Zresztą doktór i jego żona, z instynktownym rozsądkiem, jaki miewają też osoby z ludu, strzegli się wygłaszać swój sąd lub udawać podziw dla muzyki, której — wyznawali to sobie wzajem, znalazłszy się w domu — tak samo nie rozumieli jak malarstwa „pana mistrza”. Z czaru, wdzięku i z form przyrody publiczność zna tylko to, co zaczerpnęła w szablonach pomału przyswojonej sztuki, artysta zaś oryginalny zaczyna od odrzucenia tych szablonów; dlatego państwo Cottard, będący w tej mierze obrazem publiczności, ani w sonacie Vinteuila ani w portretach malarza nie znajdowali tego, co dla nich stanowiło harmonję muzyki i piękno malarstwa. Kiedy pianista grał sonatę, zdawało się im, że łowi na chybił trafił na klawiaturze nuty, w istocie nie związane w formy do których przywykli; że malarz na oślep ciska farby na płótno. Kiedy mogli rozpoznać na tem płótnie jakiś kształt, zdawał się im ciężki, gruby (to znaczy pozbawiony elegancji owych szkół malarskich, poprzez które widzieli nawet na ulicy żywe osoby)
Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/140
Ta strona została uwierzytelniona.
136