i pozbawiony prawdy, tak jakby malarz nie wiedział jak wygląda ramię, ani że kobiety nie mają włosów lila.
Jednakże, skoro się wierni rozprószyli, doktór uczuł, że nadarza się szczęśliwa sposobność; gdy pani Verdurin kończyła swoje zachwyty nad sonatą Vinteuila, Cottard rzucił się w wodę, niby początkujący pływak, który wybiera chwilę, gdy niema zbyt wielu świadków.
— Zatem to jest to, co się nazywa muzyk di primo cartello! — wykrzyknął z nagłą determinacją.
Swann dowiedział się dopiero wówczas, że świeże pojawienie się sonaty Vinteuila zrobiło wielkie wrażenie w kołach muzycznych o tendencjach bardzo postępowych, ale było zupełnie nieznane szerokiej publiczności.
— Znam kogoś, kto się nazywa Vinteuil, — rzekł Swann, myśląc o nauczycielu fortepianu sióstr mojej babki.
— To może on, — wykrzyknęła pani Verdurin.
— Och, nie! — rzekł Swann śmiejąc się. — Gdyby go pani widziała bodaj przez dwie minuty, nie zadałaby pani tego pytania.
— Zatem, postawić pytanie, znaczy rozwiązać je? — rzekł doktór.
— To mógłby być jakiś krewny, — podjął Swann; — byłoby to dosyć smutne, ale ostatecznie genjalny
Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.
137