deto, ułożyliśmy, że pan Swann spotka się z nami jutro w Châtelet. Możebyś po niego wstąpiła?
— Nie, on nie chce.
— A, ostatecznie, jak sama wolisz. Byle tylko nie skrewił nam w ostatniej chwili!
Ku wielkiemu zdziwieniu pani Verdurin, Swann nie skrewił nigdy. Spotykał się z nimi wszędzie, czasem w podmiejskich restauracjach, dokąd chodziło się jeszcze rzadko, bo to nie był sezon; częściej w teatrze, który pani Verdurin bardzo lubiła. Jednego dnia, powiedziała przy nim, że w dnie premjer i galowych przedstawień bardzoby się jej przydało coupe-file, że mocno im dokuczyło nie mieć takiej karty w dniu pogrzebu Gambetty. Swann, który nigdy nie mówił o swoich świetnych stosunkach, mówił natomiast o innych, pośledniejszych, uważając że niedelikatnie byłoby je ukrywać (a do tych nauczył się w faubourg Saint-Germain zaliczać swoje stosunki ze światem oficjalnym), odparł:
— Obiecuję pani się tem zająć. Będzie pani miała swoje coupe-file na wznowienie Daniszewych; właśnie mam jutro śniadanie w Elizeum, gdzie będzie prefekt policji.
— Jakto, w Elizeum? — krzyknął doktór Cottard grzmiącym głosem.
— Tak, u pana Grévy, — odparł Swann, nieco zażenowany wrażeniem, jakie wywarły jego słowa.
Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/144
Ta strona została uwierzytelniona.
140