nazwisk. Może przeciwnie zachował naturę artysty natyle, aby te indywidualne cechy sprawiały mu przyjemność swojem znaczeniem ogólniejszem, z chwilą gdy je oglądał wyrwane z gruntu, oswobodzone, w podobieństwie między starym portretem a obcym mu oryginałem. Jakbądź się rzeczy miały, może dlatego, iż pełnia wrażeń, jaką Swann odczuwał od jakiegoś czasu — mimo że przyszła mu raczej z miłością muzyki — wzbogaciła także jego zamiłowanie do malarstwa, przyjemność ta stała się głębsza i miała wywrzeć na Swanna trwały wpływ dzięki podobieństwu, jakie znajdował w tej chwili między Odetą a Zeforą Sandra di Mariano. (Niechętnie dajemy już temu malarzowi jego popularny przydomek Botticelli, od czasu jak to miano przywodzi na myśl, w miejsce prawdziwego dzieła malarza, jego banalną i fałszywą wulgaryzację). Swann nie szacował już twarzy Odety wedle lepszej lub gorszej jakości jej policzków i wedle czysto fizycznej przyjemności, jaką spodziewałby się w nich znaleźć dotykając ich wargami, gdyby się kiedy ośmielił ją pocałować; twarz ta stała się dla niego splotem subtelnych i pięknych linij, które spojrzenia jego rozplątywały, śledząc ich krzywizny, biegnąc za kadencją karku aż do wykwitu włosów i zgięcia powiek, niby na portrecie, w którym jej typ stawał się zrozumiały i jasny.
Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/157
Ta strona została uwierzytelniona.
153