Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

jęcie nie jest prawdziwsze, że jest równie głupie i nieważne jak tamto, nie czuł żadnej potrzeby zaszczepiania go swojej kochance. Toteż, po miesiącach wspólnego życia, jeżeli Odeta interesowała się osobami u których Swann bywał, to jedynie dla kart wstępu na derby, na konkursy hippiczne, dla biletów na premiery, jakie mógł przez te osoby uzyskać. Odeta pochwalała stosunki tak użyteczne, ale skądinąd wzdragała się uznać je za coś „szykownego”, od czasu jak ujrzała na ulicy margrabinę de Villeparisis w czarnej wełnianej sukni, w czepku wiązanym na wstążki.
— Ależ ona wygląda jak bileterka, jak stara odźwierna, darling! To ma być markiza? Ja nie jestem markiza, ale trzebaby mi dużo zapłacić, żebym wyszła na ulicę w takich łachach!
Nie rozumiała, jak Swann może mieszkać w domu przy quai d’Orléans; nie śmiejąc mu tego wyznać, uważała ten punkt za niegodny jego.
Zapewne, Odeta miała tę pretensję że lubi „antyki”, przybierała zachwyconą i subtelną minkę, mówiąc że „ubóstwia” spędzać cały dzień na „szperaniu”, na wyszukiwaniu „starzyzny”, rzeczy z „epoki”. Mimo, że miała niejako za punkt honoru (jakgdyby przestrzegała w tem tradycyjnej rodzinnej zasady) nigdy nie odpowiadać na pytania