nie postarał się uczynić pani Verdurin codzienną powiernicą tej miłości. Z gościnności państwa Verdurin korzystał dyskretnie, wymawiając się często od obiadu. Nie umiejąc zgadnąć przyczyny, widzieli w tem chęć podtrzymywania stosunków z „nudziarzami”. Wreszcie, mimo całej dyskrecji Swanna, odkrycia jakie czynili co do jego świetnej sytuacji towarzyskiej również podsycały ich irytację. Ale najgłębsza racja tej niechęci była inna. Bardzo rychło mianowicie wyczuli w nim nieprzenikniony rezerwat, w którym nadal wierzył w milczeniu, że księżna de Sagan nie jest komiczną figurą i że dowcipy doktora Cottard nie są zabawne. Mimo iż Swann nigdy nie wyzbył się swojej uprzejmości i nie burzył się przeciw miejscowym dogmatom, pojmowali niemożność narzucenia mu ich, całkowitego nawrócenia go; czuli opór, jakiego nigdy nie spotkali u nikogo. Byliby mu przebaczyli, że bywa u „nudziarzy” (od których zresztą z głębi serca Swann wolał tysiąc razy Verdurinów i całą paczkę), gdyby zechciał, dla dobrego przykładu, wyprzeć się ich w obecności wiernych. Ale rozumieli, iż tego zaparcia się nie zdołają mu wydrzeć nigdy.
Co za różnica z „nowym”, którego Odeta wprowadziła świeżo, mimo że znała go jeszcze niewiele. Ów hrabia de Forcheville, to był człowiek, w którym można było pokładać nadzieje! (Okazało się,
Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/201
Ta strona została uwierzytelniona.
197