Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/205

Ta strona została uwierzytelniona.

sub rosa... Uznaję zresztą, że nasza niewysłowiona republika ateńska — i jak ateńska! — mogłaby uczcić w tej obskuranckiej Kapeciance pierwszego z prefektów policji herbu „za mordę”. Ależ tak, szanowny gospodarzu, ależ tak, podjął swoim dźwięcznym głosem, dobitnie artykułując sylaby, w odpowiedzi na jakiś protest pana Verdurin. Kronika Saint-Denis, której świadectwa niepodobna jest kwestjonować, nie zostawia pod tym względem żadnej wątpliwości. Laicyzujący proletarjat nie mógłby sobie obrać lepszej patronki niż tę matkę świętego. Musiała zresztą często gorszyć swego cnotliwego synala, jak twierdzi Suger i inne święte Bernardy; bo z każdym używała sobie wedle jego rangi.
— Kto jest ten pan? pytał Forcheville pani Verdurin; to jakaś tęga głowa.
— Jakto, nie zna pan sławnego Brichot, znany jest w całej Europie.
— A! to Bréchot, wykrzyknął Forcheville, nie dosłyszawszy. Bagatela proszę siadać, dodał wlepiając w znakomitość szeroko otwarte oczy. To zawsze jest ciekawe jeść sobie obiad ze sławnym człowiekiem, Ale, jak widzę, pani nas raczy tu samą śmietanką. Nie znudzi się człowiek u pani.
— Och! rzekła skromnie pani Verdurin. Najważniejsze jest, że oni się tu czują jak u siebie. Mówią

201