tam zawsze tak świetnie; ale, ponieważ mamy bardzo miłych przyjaciół (pani Cottard rzadko wymawiała nazwiska i poprzestawała na terminach: „nasi przyjaciele”, albo „jedna z przyjaciółek”, przez dystynkcję, sztucznym tonem, z ważną miną osoby zwykłej wymieniać tylko wtedy kiedy chce kogoś wymienić), którzy często miewają loże i są na tyle uprzejmi aby nas zapraszać na wszystkie wartościowsze nowości, jestem pewna, że, wcześniej lub później, zobaczę Francillon i będę sobie mogła wyrobić zdanie. Ale muszę wyznać, że czuję się trochę głupia, bo gdziekolwiek się znajdę, wszędzie się mówi oczywiście o tej nieszczęśliwej japońskiej sałacie. To zaczyna nawet być męczące — dodała, widząc że Swann nie zainteresował się tak jakby można było przypuszczać tą palącą aktualnością. — Ale trzeba przyznać, że to daje czasem temat do dosyć zabawnych pomysłów. I tak, mam przyjaciółkę: bardzo oryginalna, mimo że śliczna kobieta; bardzo otoczona, bardzo światowa; otóż, ona twierdzi, że kazała u siebie zrobić tę sałatę japońską, i to pakując do niej wszystko co pan Dumas wymienia w swojej sztuce. Zaprosiła kilka przyjaciółek, żeby przyszły to jeść. Na nieszczęście, nie należałam do wybranych. Ale opowiedziała nam to później, na swoim żurku: zdaje się, że to było okropne, uśmiałyśmy się do łez. Ale pan wie, wszystko zależy od sposobu opo-
Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/212
Ta strona została uwierzytelniona.
208