Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co za przemiły człowiek pani mąż, ile on ma dowcipu! oświadczył Forcheville pani Cottard. Dziękuję pani. Stary wiarus jak ja nie gardzi nigdy łyczkiem.
— Pan de Forcheville oczarowany jest Odetą, rzekł Verdurin do żony.
— A, Odeta miałaby ochotę zajść kiedy do nas z panem na śniadanie. Ułożymy to, ale nie trzeba żeby Swann wiedział. Wie pan, on trochę psuje nastrój. To panu nie przeszkodzi przychodzić na obiad, oczywiście; mamy nadzieję widywać pana bardzo często. Zbliża się piękny czas, będziemy jadali często na powietrzu. Toby pana nie nudziło zjeść czasem obiad w Lasku? Świetnie, to będzie bardzo przyjemne. — Czy ten tam nie myśli pilnować swego rzemiosła, hej! krzyknęła pani Verdurin na młodego pianistę, chcąc wobec „nowego” tej klasy co Forcheville, popisać się zarazem i swoim dowcipem i swoją tyrańską władzą nad wiernymi.
— Pan de Forcheville właśnie cię obmawiał przedemną, rzekła pani Cottard do męża, który wrócił do salonu.
Cottard, pochłonięty myślą o tytule Forcheville’a (co go zaprzątało od początku obiadu) rzekł doń:
— Leczę w tej chwili pewną baronową, panią de Putbus. Putbusowie brali udział w krucjatach, praw-

219