Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.

się dla mojego życia jedynie konwencjonalną ramą, jak nią jest dla wątku powieści wagon, na którego ławce, dla zabicia czasu, podróżny czyta książkę.
W kilka lat potem, również w pobliżu Montjouvain, doznałem wrażenia, które wówczas pozostało mętne, ale z którego wyłoniło się może, o wiele później, pojęcie, jakie sobie wytworzyłem o sadyzmie. Okaże się zczasem, iż z całkiem innych powodów pamięć tego wrażenia miała grać ważną rolę w mojem życiu. Było to w wielki upał; rodzice, zmuszeni wyjechać gdzieś na cały dzień, pozwolili mi wrócić do domu kiedy zechcę. Zaszedłszy do sadzawki w Montjouvain, w której lubiłem oglądać odbicie dachówek, wyciągnąłem się w krzakach i zasnąłem na wzgórzu nad domem, tam gdzie niegdyś czekałem na ojca będącego z wizytą u pana Vinteuil. Była prawie noc, kiedym się obudził; chciałem wstać, ale ujrzałem pannę Vinteuil (o ile mogłem ją poznać, nie często bowiem widywałem ją w Combray i to wtedy kiedy była jeszcze dzieckiem, teraz zaś zaczynała być dorosłą panną), która prawdopodobnie dopiero co wróciła. Znajdowała się nawprost okna, o kilka centymetrów odemnie, w tym pokoju gdzie jej ojciec gościł mojego ojca, a gdzie teraz był jej salonik. Okno było uchylone, lampa się paliła, widziałem każdy jej ruch. Ona mnie nie widziała, ale gdybym się oddalił, na-

46