Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.

o sroższej jeszcze męczarni, jaką musiała przechodzić panna Vinteuil wraz z wyrzutem że niemal zabiła ojca. „Biedny Vinteuil, mówiła matka; żył i umarł dla córki, nie otrzymawszy zapłaty. Czy otrzyma ją po śmierci i w jakiej postaci? Mógłby się jej spodziewać tylko od córki!”
W saloniku panny Vinteuil stał na kominku portrecik jej ojca. Żywo podeszła do niego w chwili gdy na gościńcu rozległ się trukot pojazdu; potem rzuciła się na kanapę i przysunęła stoliczek, gdzie postawiła portret, podobnie jak pan Vinteuil położył niegdyś koło siebie utwór, który miał ochotę przegrać moim rodzicom. Niebawem weszła przyjaciółka. Panna Vinteuil przywitała ją nie wstając, z rękami zaplecionemi na karku, i cofnęła się w przeciwny kąt sofy, jakgdyby czyniąc jej miejsce. Ale natychmiast uczuła, że narzuca niejako gościowi pozycję, może niepożądaną. Pomyślała, że przyjaciółka będzie może wolała usiąść opodal na krześle; zlękła się własnej niedelikatności; w sercu jej zjawiły się skrupuły; zajmując z powrotem całą sofę, zamknęła oczy i zaczęła ziewać, dla okazania że chęć snu jest jedyną przyczyną jej pozycji. Mimo szorstkiej i władczej poufałości, z jaką panna Vinteuil traktowała przyjaciółkę, poznałem w niej pokorne i powściągliwe gesty jej ojca, jego nagłe skrupuły. Wkrótce wstała, udając że chce

48