Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.

tamtej; ale przyjaciółka zwrócona była grzbietem do stolika, na którym stał portret starego nauczyciela fortepianu. Panna Vinteuil zrozumiała, że przyjaciółka nie spostrzeże portretu, o ile ona sama nie zwróci na niego jej uwagi; rzekła tedy, jakgdyby dopieroco spostrzegła portret:
— Och, ten portret ojca, patrzy na nas! Nie wiem, kto go tu postawił; mówiłam przecie dwadzieścia razy, że nie tu jest jego miejsce.
Przypomniałem sobie, że to były słowa pana Vinteuil, powiedziane do ojca o własnym utworze.
Ten portret służył im spewnością zazwyczaj do rytualnych profanacyj, bo przyjaciółka odpowiedziała słowami, które musiały stanowić część ceremonjału:
— Ale zostaw go gdzie jest; nie żyje, nie będzie nas już nudził. Wyobrażasz sobie, jakby popłakiwał, jakby cię chciał ubrać w płaszczyk, gdyby cię widział tu, przy otwartem oknie. Paskudna małpa!
Panna Vinteuil odparła z łagodnym wyrzutem: „Daj pokój, daj pokój”... Słowa te świadczyły o dobroci jej natury, nie iżby były podyktowane oburzeniem za ojca (widocznie było to uczucie, które nauczyła się — przy pomocy jakich sofizmatów! — tłumić w sobie w owych chwilach), ale dlatego że były niby hamulcem, jaki, nie chcąc się okazać egoistką, sama nakładała rozkoszy, którą przyjaciółka chcia-

51