żyć swoich dawnych panów, spokrewnili się z nimi przez małżeństwa, są hrabiami Combray, tem samem pierwszymi obywatelami Combray, a mimo to jedynymi którzy w niem nie mieszkają. Hrabiowie de Combray, posiadający Combray w sercu swego tytułu, swojej osoby, kryjący z pewnością w sobie ów dziwny i pobożny smutek, swoisty dla Combray; właściciele miasta, ale nie jakiegoś poszczególnego domu, mieszkający zapewne w przestrzeni, na ulicy, między niebem a ziemią, jak ów Gilbert z Guermantes, którego oglądałem w witrażach absydy św. Hilarego jedynie jako tafle czarnej laki, kiedy podniosłem głowę idąc po sól do Camusa.
Zdarzało się, że idąc w stronę Guermantes przechodziłem czasami koło małych wilgotnych zagród, obrośniętych pękami ciemnych pnączy. Zatrzymywałem się, sądząc że nabędę jakiejś cennej wiadomości, bo mi się zdawało, że mam przed oczami fragment owej strefy nadwodnej, którą tak pragnąłem znać od czasu jak ją odkryłem w jednym ze swoich ulubionych pisarzy. Z ową strefą, z jej wyrojonym obszarem przeciętym pienistemi strumieniami, utożsamiło się Guermantes, zmieniło w mojej wyobraźni postać, odkąd usłyszałem doktora Percepied, jak nam opowiadał o pięknych kwiatach i strumieniach w parku zamkowym. Marzyłem, że pani
Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/71
Ta strona została uwierzytelniona.
67