Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/89

Ta strona została uwierzytelniona.

dzić godzinę rozstania się z matką. I w „stronie Guermantes” nauczyłem się rozróżniać owe stany, które następują we mnie kolejno w pewnych okresach, tak, że wręcz dzielą między siebie każdy dzień; jeden wraca — z punktualnością febry — aby wypędzić drugi. Sąsiadują z sobą, ale tak są od siebie odrębne, tak pozbawione komunikacji między sobą, że, będąc w jednym stanie, nie mogę już zrozumieć, ani nawet sobie wyobrazić tego czego pragnąłem, obawiałem się lub spełniłem w drugim.
Toteż strona Méséglise i strona Guermantes wiążą się dla mnie z wieloma drobnemi wydarzeniami owego życia, które, wśród wszystkich naszych różnorodnych i równoległych żywotów, najobfitsze jest w zdarzenia, najbogatsze w przygody: mam na myśli życie intelektualne. Bezwątpienia postępuje w nas ono nieznacznie, a odkrycie prawd, które zmieniły nam jego znaczenie i wygląd, które nam otwarły nowe drogi, przygotowywaliśmy oddawna, ale bezwiednie; liczą się one dla nas jedynie od dnia, od minuty, w której się nam stały widzialne. Kwiaty, które igrały wówczas na łące, woda która przepływała w słońcu... cały otaczający je krajobraz, dalej towarzyszy ich wspomnieniu swoją nieświadomą lub roztargnioną twarzą; i z pewnością ten kącik przyrody, ten skrawek ogrodu, uparcie oglądane wzrokiem skromnego przechodnia, marzącego

85