żeniom tym fundament, głębię, jeden wymiar więcej. Dają im również czar, znaczenie, istniejące jedynie dla mnie. Kiedy w letnie wieczory harmonijne niebo mruczy niby dzikie zwierzę i kiedy każdy dąsa się na burzę, stronie Méséglise zawdzięczam to, że ja jeden trwam w ekstazie, wdechając, poprzez szmer deszczu, zapach niewidzialnych i niezmiennych bzów.
∗ ∗
∗ |
Tak często trwałem do rana, myśląc o czasach Combray, o smutnych bezsennych wieczorach, o tylu dniach także, których obrazy wskrzesił mi świeżo smak — w Combray powiedzonoby „zapach” — filiżanki herbaty. Myślałem też — przez skojarzenie wspomnień — i o tem, co, w wiele lat po opuszczeniu miasteczka, dowiedziałem się o miłości, którą Swann przeżył przed mojem urodzeniem. Dowiedziałem się tego z ową obfitością szczegółów, łatwiejszą czasem do uzyskania o osobach zmarłych przed wiekami, niż o życiu naszych najlepszych przyjaciół; ze ścisłością, która zdawałaby się niemożliwa — tak jak zdawało się niemożliwe rozmawiać z jednego miasta do drugiego — dopóki się nie zna sposobu pokonania tej niemożliwości. Wszystkie te wspomnienia, zsumowane — a są tam najdawniejsze, i świeższe, zrodzone z zapachu, i inne, będące jedynie wspomnie-