że przedłuża swoje wygnanie w miejscu, w którem Odeta nie znajdzie się nigdy, gdzie nikt i nic jej nie zna, któremu jest całkowicie obca.
Ale nagle stało się tak jakgdyby ona weszła, a zjawienie to stało się dla Swanna bólem tak rozdzierającym, że musiał przyłożyć rękę do serca. Bo skrzypce wzniosły się do wysokich nut, gdzie zawisły niby w oczekiwaniu; oczekiwanie przedłużało się, przyczem skrzypce wciąż trwały w zachwycie jakgdyby spostrzegając już zbliżającą się tę której oczekiwały. Rozpaczliwym wysiłkiem starały się dotrwać do jej przybycia, przyjąć ją przed oddaniem ducha, jeszcze przez chwilę utrzymać dla niej ostatkiem sił otwartą drogę, jak się przytrzymuje drzwi, któreby się inaczej zatrzasnęły. I zanim Swann miał czas zrozumieć i powiedzieć sobie: „To fraza z sonaty Vinteuila, nie słuchać, nie słuchać!” wszystkie wspomnienia z czasu gdy Odeta się w nim kochała, wspomnienia które zdołał do dziś dnia zachować niewidzialne w głębiach swego jestestwa, oszukane tym nagłym promieniem z czasów jakgdyby wskrzeszonej miłości, obudziły się i jednym rzutem skrzydeł wzbiły się, aby, bez litości dla jego obecnej niedoli, śpiewać mu co sił zapomniane refreny szczęścia.
Zamiast oderwanych wyrażeń: „czas, kiedy byłem szczęśliwy”, „kiedy byłem kochany”, które
Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.
116